Autor: Phyllis Christine Cast
Cykl: Wezwanie bogini (tom 1)
Wydawnictwo: Książnica
Syreny, mitologia, starożytne bóstwa.
Brzmi jak coś dokładnie dla mnie! A jednak nie byłam wniebowzięta.
Christine Canady, w skrócie CC,
pracuje w siłach powietrznych, ale boi się latać samolotami (od
razu wznoszę oczy ku niebu). W dniu jej dwudziestych piątych
urodzin towarzyszy jej tylko kubełek z KFC i szampan. Niby smutno,
ale nie najgorzej. Naszej bohaterce bąbelki troszkę uderzyły do
głowy i wywołały dziwne zachowania. Dziewczyna odprawia rytuał
skierowany do greckiej bogini – Gai. Prosi Ziemię-Matkę o magię
w swoim życiu. Oczywiście dostaje ją – zamienia się na ciała z
piękną syreną Undine i ląduje w Średniowieczu.
Pomysł według mnie rewelacyjny,
myślę, że można by rozwinąć to w zupełnie inną stronę.
Jednak czytając tę książkę, ciągle potykało mnie uczucie
absurdu. Rozumiem, że to w końcu fantasy i nic tu nie musi być
realne ani prawdopodobne, ale niektóre rzeczy rzucały się w oczy.
Skoro znalazła się w Średniowieczu, i to w klasztorze, to chyba
wszystko powinno wyglądać inaczej. Dialogi były naprawdę
sztuczne. Cały czas miałam świadomość, że w tamtych czasach nie
posługiwano się takim językiem i raczej nie pozwalano na takie
zachowania w klasztorze. Jeszcze te kobiety, które uwierzyły w
każde słowo CC i brały od niej lekcje nowoczesnego tańca... Dla
mnie trochę przesada.
Aż szkoda myśleć, jak przyjemna i
ciekawa mogłaby być ta książka, gdyby kilka wątków pozmieniać.
Pomysł na fabułę naprawdę jest interesujący, ale w jakiś sposób
„Bogini Oceanu” wydała mi się średnio interesująca i płytka.
Nie ciągnęło mnie do następnej strony, nie czekałam co będzie
dalej i jeszcze to zakończenie (ale zakończenie jest już zupełnie
kwestią gustu, ja wolałabym inne). Nie mogę powiedzieć, że
książka jest zła, ale widzę jej niewykorzystany potencjał.