„Ślad na lustrze” Janis
Heaphy Durham miał mi
pokazać życie po śmierci. Przedstawia historię dziennikarki,
której umarł mąż, ale zostawia jej pewne znaki w ważnych
chwilach. Historia ta okazała się jednak, przynajmniej dla mnie,
nadinterpretacją zdarzeń. Tajemnicze ślady dłoni na lustrze
każdego roku, przesuwający się dywan, problemy z radiem w
samochodzie... Sama zaczęłam zauważać takie „nadprzyrodzone”
zjawiska w moim domu!
Niestety,
nie poczułam tej książki, męczyła mnie okrojona ilość dialogów
i wydawało mi się, że autorka (chociaż to jej osobiste przeżycia
i przemyślenia) nie przekazała mi żadnych emocji. Nie czułam
ekscytacji, strachu czy nawet ciekawości. Czuję jednak szacunek do
autorki za odwagę podzielenia się ze światem swoimi odczuciami.
Przekonałam
się, że warto zaufać staremu powiedzeniu i nie oceniać książki
po okładce. Grafika rzeczywiście przypadła mi do gustu. Okładka w
ciekawym, metalicznym kolorze, wypukłe napisy, od razu wpadła mi w
oko.
Myślę,
że to pozycja dobra dla tych, którzy kogoś stracili i chcą
rozważyć różne możliwości życia po śmierci. Według mnie
jednakże, „Ślad na lustrze” ukazuje
wędrówkę tych, którzy zostali, a nie tych, którzy odeszli.
Max,
nieżyjący mąż dziennikarki został przez nią przedstawiony jako
ideał, a ja nie wierzę w ludzi bez skazy. Opisy jego wielu
zainteresowań, zdolności i znajomości tylko utwierdziły mnie w
przekonaniu, że autorka koloryzuje całą historię.
„Ślad
na lustrze” na pewno nie jest
książką dla mnie, ale myślę, że znalazł wielu zwolenników.
Jeśli szukasz wartkiej akcji, ciekawych dialogów czy jakiejś
tajemnicy, nie jest to lektura dla Ciebie.
Wejdź na mojego bloga https://latajacaczytelnia.blogspot.com/ ponieważ sprostałaby nominowana do tagu! 👍🏻
OdpowiedzUsuń