Tytuł oryginału: The Host
Data wydania: listopad 2008
Liczba stron: 560
Gatunek: fanstastyka
Ocena: 8/10
„Intruz” okazał się dla
mnie zaskoczeniem. Po dosyć grubej książce spodziewałam się
przydługich opisów i nużących pomysłów. Nic takiego jednak nie
miało miejsca.
Książka ukazuje Ziemię zawładniętą
przez „dusze”, inaczej mówiąc kosmitów. Wszczepiają się one
w ludzi i są pewnego rodzaju pasożytami. Ludzi praktycznie już nie
ma, Melanie jest jedną z niewielu ocalałych. Jej życie polega na
ukrywaniu się i zajmowaniem się młodszym bratem. Pomaga jej w tym
ukochany – Jared.
Jednak nadszedł czas i na Melanie.
Zostaje schwytana i do głowy wszczepiono jej duszę – Wagabundę.
Wagabunda nie może poradzić sobie z Melanie w swojej głowie,
słyszy jej głos coraz bardziej, mało tego, zaczyna czuć miłość
do Jareda i brata Mel. Obie dziewczyny zaczynają nawiązywać ze
sobą kontakt i wyruszają na poszukiwanie bliskich. Czy ich znajdą?
Czy Melanie pokona Wagabundę i odzyska swoje ciało?
Książkę czytało mi się bardzo
szybko, ciągle po nią sięgałam, chciałam się dowiedzieć co
stanie się dalej. Pomysł na fabułę wydał mi się naprawdę
interesujący, trochę inny niż większość wydawanych ostatnio
książek. Chciałabym nawet, aby powstała następna część, bo
myślę, że można y pociągnąć dalej tą historię.
„Intruz” pokazuje dla mnie
istotną sprawę – że nie wszyscy są tacy sami i nie należy
oceniać po pozorach. Nie powinniśmy dzielić ludzi na gorszych i
lepszych, nie można od razu kogoś osądzać bez poznania faktów.
Wachlarz ludzkich emocji i zachowań jest bardzo bogaty i szeroki.
Powinniśmy także doceniać to co mamy.
Czytałam ją lata temu, chyba zaraz jakoś po tym szale na "Zmierzch". I o wiele bardziej mi się podobała. Zawsze miło ją wspominam. :)
OdpowiedzUsuń