Autor: Val McDermid
Tytuł: Miejsce egzekucji
Tłumaczenie: Aleksandra Szymił
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Lata 60, Anglia. Trzynastolatka
wychodzi na spacer z psem i nie wraca. Zrozpaczona matka wzywa
policję. Sprawa zaginięcia dziewczynki przypada młodemu
policjantowi, który jeszcze nie miał okazji zebrać wiele
doświadczenia. Jest co prawda dobrze wykształcony, co pozwoliło mu
na szybki awans, ale w oczach współpracowników jest chłoptasiem z
uniwersytetu. George Bennet pragnie znaleźć dziewczynę za wszelką
cenę, jednak okoliczności wcale mu w tym nie pomagają.
Alison i jej matka Ruth mieszkają w
dworze dziedzica Scardale, którego owdowiała Ruth poślubiła jakiś
czas temu. Społeczność tej wioski jest bardzo odizolowana.
Tamtejsi nie lubią obcych, polegają tylko na sobie. Policję
uważają za obcych, którzy wtargnęli w ich życie, a i tak nie
pomogą. Czują na sobie oskarżycielskie spojrzenia i nie kwapią
się do dzielenia się informacjami ze służbami. George musi
kombinować jak się da. Jakby tego było mało prasa upatrzyła
sobie w zaginięciu dziewczynki dobry temat i nie zważając na
uczucia bliskich Alison ani dobro sprawy przekręca słowa
funkcjonariuszy i wypisuje głupoty. Na siłę szuka powiązania z
dwoma innymi zaginięciami bardzo młodych osób.
Bennet bardzo zaangażował się w
sprawę. Pragnie odnaleźć Alison, żywą lub martwą. Ta sprawa nie
może zostać bez rozwiązania, a sprawiedliwości musi stać się
zadość. Jednak trudno znaleźć osobę, która powinna tą
odpowiedzialność ponieść. Trzeba być szczególnie ostrożnym, bo
można oskarżyć kogoś, kto jest niewinny.
Miejsce egzekucji
od razu przypadło mi do gustu. Klimat Anglii zawsze idealnie pasował
mi do kryminałów. Uwielbiam atmosferę, którą udało się
zbudować autorce. Nie ma telefonów komórkowych, nie ma internetu,
nie ma nawet badań DNA. Mimo tego policja musi rozwiązać sprawę.
Przy braku rozwiniętej technologii łatwo o pomyłkę. Bennet oddaje
sprawie całe swoje serce. Polubiłam go, jest dobrze wykreowany, tak
jak reszta postaci w książce.